Szkolenie z Julią skończyło się, a mnie tak jak wczoraj rozpierała pozytywna energia. Byłam u rodziców, wyszłam z Zuzią na spacer, pomogłam dziewczynom w angielskim… Rano ugotowałam wywar mocy (i dodałam pieczone buraczki, więc zrobił się barszcz mocy J), gdyż był on potrzebny – Natalia obudziła się z wielkim katarem i bólem gardła (chyba zaraziła się od Rafała). Zaparzyłam jeżówkę i miksturę na gardło.
Pomyślałam sobie, że fajnie pomagać
ludziom wykorzystując te różne naturalne terapie i byłam już prawie gotowa
otwierać swą własną praktykę ;-) – tak motywują takie szkolenia! Wiem na pewno,
że bardzo mi się podobają te tematy i wiem nieskromnie, że już trochę wiem, ale
wiem też, że jeszcze dużo muszę (chcę!) się nauczyć. Może do emerytury ugruntuję
swoją wiedzę, a na emeryturze będę sobie tym dorabiać ;). Marzy mi się, żeby
pracować w takim holistycznym ośrodku, gdzie jest masażysta znający różne metody
pracy z ciałem, homeopata, zielarz, lekarz ajurwedyjski, lekarz tradycyjnej
medycyny chińskiej, lekarz medycyny konwencjonalnej (bo często najlepiej
sprawdza się połączenie metod konwencjonalnych z niekonwencjonalymi, tzw.
leczenie zintegrowane), nauczyciel jogi, tai-chi, nauka relaksacji, medytacja,
sauna, itp….. Ale najważniejsze w tym uzdrawianiu jest to,
żeby pacjent sam tego chciał. To jest kluczowe i bez tego niczego się nie da
się zrobić.
Chciałabym jutro mieć dzień dla
siebie, żeby jeszcze chwilę posurfować po tych alternatywnych światachJ. Cała sztuka teraz,
żeby to wykorzystać w codziennym życiu. Na początku każdej sesji robiliśmy
różne ćwiczenia: dużo kinezjologicznych na zsynchronizowanie półkul mózgowych i
lepszą koncentrację i naukę (coś, co już dawno powinno być w każdej szkole; kiedyś
był program pilotażowych w klasach 1-3, ale chyba niewielu nauczycieli używało
tej metody); były też ćwiczenia na udrażnianie/aktywizowanie gardła, które
pomagają w wyrażaniu się i komunikowaniu, dodają asertywności i odwagi np. w wystąpieniach
publicznych, jak również ćwiczenia z terapii czaszkowo-krzyżowej, wizualizacji
i medytacji z kolorami i światłem. Było tez pożyteczne ćwiczenie „scentrowania”
się, uziemienia, ugruntowania, które powinno się robić codziennie rano i wtedy
łatwiej nam się „przechodzi” przez cały dzień. Przeprowadziłam te ćwiczenia
potem z Zuzią, żeby lepiej zapamiętała wiedzę o komórkach na jutrzejszą
kartkówkę z biologii J.
Podczas spaceru Zuzia opowiadała o wczorajszej wycieczce do Książa i o tym, jak
dużo pamiętała o Daisy i jej rodzinie, którzy tam mieszkali i dzieliła się tą
wiedzą z innymi uczestnikami wycieczki. Ucieszyłam się tym, jak wiele pamięta z
naszych wypraw śladami Daisy;-). Szkoda tylko, że nie było jej z nami w
Pszczynie i Promnicach, które odwiedziliśmy wracając z Rumunii, bo tam to dopiero
jest uczta dla miłośników historii Hochbergów i w ogóle historii.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz