czwartek, 14 września 2017

Ten obrazek "sprowadza mnie do pionu" w dzisiejszy ponury dzień i ogólnie tydzień. To nic, że chmury układają się ładnie na niebie i są takie puszyste - ich ciemny kolor i gruba warstwa wisząca blisko nad ziemią sprawiają, że czuję się przygnieciona dosłownie i w przenośni. Ja chcę światła! Słońca! Emocjonalnie - zjazd. Jak czytam newsy o tym, co się dzieje w Puszczy Białowieskiej to też załamka.

Znowu gonię czas i nie mogę go dogonić. W poniedziałek po pracy zakupy w Ikei, po części, bez których nie da się zamontować półek, i których nie było w sklepie dzień wcześniej i niestety trzeba jechać drugi raz i tracić dużo czasu. Jestem dziwna, wiem, ale nie lubię tego sklepu i czasu, który się traci na przejście jego ogromnej powierzchni po kilka małych części do zawieszenia półek. Na szczęście ma się męża, który tam pójdzie, a ja w tym czasie mogę siedzieć w restauracji i ćwiczyć język niemiecki czytając miłego maila od Ingrid z Niemiec (Ingrid i Harry-ego nazywaliśmy swego czasu niemieckimi dziadkami naszych dziewczyn;).

We wtorek o 17.00 byłam na pierwszym (bardzo długim) zebraniu rodziców w liceum. Ogólne wrażenie bardzo pozytywne, ale trochę zaniepokoiła mnie tak wielka troska o frekwencję. Nauczyciele twierdzą bowiem, że jak kogoś nie ma na lekcji, to się go nie nauczy. Psychologia uczenia się i motywacji pokazuje coś innego - jak człowiek ma odpowiednią motywację i ciekawość, to nauczy się danej rzeczy o wiele szybciej niż w szkole, gdzie bardzo dużo czasu traci się na inne rzeczy i poza tym jet się w wielkiej grupie (miałam przykład tego we własnym domu, kiedy Natalia uczyła się do egzaminu gimnazjalnego i historię z 3 lat przyswoiła w kilka wieczorów;-). Wyczułam również to, że szkoła z góry zakłada, że uczniom nie zależy na nauce, i że rodzice mają ich motywować, itp. itd, no bo przecież szkoła musi utrzymać swoje miejsce w rankingu! Ale to chyba ogólny trend w tych bardziej znanych szkołach. Wychowawczyni klasy jest biolożką, klasa biologię ma w grupach, a wychowawczyni uczy tylko jedną grupę! Religia jest w środku dnia, a etyka, jeśli w ogóle będzie to dopiero na 8 lub 9 godzinie lekcyjnej. Na szczęście generalnie nauczyciele wydają się być w porządku, rodzice też, a szkoła jest bardzo przytulna i zadbana. Wróciłam do domu przed 20.00. 

A wczoraj jeszcze później, gdyż byłam na kolacji firmowej "z powodu" wizyty naszych dwóch kolegów ze Stanów. Jeden z nich pracuje z nami tymczasowo w projekcie dla UNICEFu. Pochodzi z Etiopii i jest niesamowicie kulturalnym, inteligentnym i ciepłym człowiekiem. Pięknie się wyraża po angielsku. Tak sobie myślę, może naiwnie - co on czuje, kiedy myśli o swoich współrodakach - dzieciach głodujących w jego własnym kraju i kontynencie i porównuje warunki życia w Europie i USA z tymi w Etiopii.

Robi się ciemno, wieje, chłodno, i szare chmury wszędzie. Dzięki podróżom samolotem wiem, że nad tymi chmurami jest przepiękne niebieskie niebo i słońce:). To jest bardzo przydatna i optymistyczna wiedza, która jakoś trzyma mnie jeszcze przy życiu:). Dziś znowu wieczór z głowy - wizyta u dentysty z plombą, która mi wyleciała i którą nie łatwo wstawić...Nie będzie przyjemnie... Ale cóż to w porównaniu z Marią Skłodowską Curie, która dopiero w 1921r , wiele, wiele lat pod otrzymaniu drugiej nagrody Nobla, zainstalowała sobie centralne ogrzewanie w mieszkaniu w Paryżu, a wcześniej bardzo marzła i zakładała do pracy chyba z dziesięć grubych warstw...

Ach, przez chwilę mieliśmy małego czarnego kotka w pracy! Przyplątał się koledze do domu, a ten już jednego miał; na szczęście dziewczyna drugiego kolegi marzyła o takim kocie :-)

P.S. Po wyjściu od Grześka dentysty zaskoczył mnie taki piękny widok:


Pierwszy raz w życiu widziałam tak wielką tęczę (na zdjęciu jest tylko jej prawa strona), i to całą, a nie tylko jej część.





A tak było na Marszowicach:

(od Beatki <3)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz