Znużeni ciągłym sprawdzaniem
pogody w różnych rejonach Europy i Polski postanowiliśmy jednak nigdzie nie
wyjeżdżać. Nie była to łatwa decyzja i po głowie kołatały mi się myśli typu:
„Coraz mniej czasu na zwiedzania świata, tyle dni wolnych, a my siedzimy w
domu”, „Wszyscy wyjeżdżają (o czym świadczyły korki w Leśnicy)”, „Piękna pogoda
dzisiaj, tak ciepło w słońcu, a my w domu”, „Muszę się wyrwać z domu i ze
szpitala, bo zwariuję”. Ach ta moja Vata nie daje mi spokoju! Vata uwielbia
podróże, ale one ją jednocześnie wytrącają z równowagi. Wiem doskonale, że
najbardziej potrzebuję odpoczynku, a tego w podróży nie doświadczę, pomimo
tego, że preferuję aktywny odpoczynek. Poza tym, Zuzia znowu kaszle i jak
opuści następne lekcje to marnie będzie z ocenami na koniec roku, a zmienia
szkołę, Natalka też ma dużo nauki, a tata bardzo chce, żebym przychodziła. W
odpowiedzi na moje dylematy i smutki przeczytałam w tym temacie świetny artykuł, jakby wprost dla mnie. Więc zamierzam być, wyłączyć pilota i nie robić
nic, oprócz czystych przyjemności J
A wieczorem jeszcze taki piękny tekst.
W międzyczasie porozciągałam ciało na jodze, poczytałam sobie trochę, delektowałam się pyszną zupą z soczewicy, herbatką, i angielskimi ciastkami maślanymi shortbread i obejrzałam z mężem film „Porto” o znajomości dwojga różnych ludzi, którzy poznali się i zakochali w sobie właśnie w tym cudownym miejscu. Film momentami wygląda, jakby był filmowany amatorską kamerą, grube ziarno, zbliżenia… Jim Jarmush jest głównym producentem i film jest trochę jak jego. W Porto byłam trzy razy i przeżyłam tam najpiękniejszy zachód słońca ever, idąc wzdłuż rzeki Douro do Atlantyku.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz