sobota, 29 kwietnia 2017

Znużeni ciągłym sprawdzaniem pogody w różnych rejonach Europy i Polski postanowiliśmy jednak nigdzie nie wyjeżdżać. Nie była to łatwa decyzja i po głowie kołatały mi się myśli typu: „Coraz mniej czasu na zwiedzania świata, tyle dni wolnych, a my siedzimy w domu”, „Wszyscy wyjeżdżają (o czym świadczyły korki w Leśnicy)”, „Piękna pogoda dzisiaj, tak ciepło w słońcu, a my w domu”, „Muszę się wyrwać z domu i ze szpitala, bo zwariuję”. Ach ta moja Vata nie daje mi spokoju! Vata uwielbia podróże, ale one ją jednocześnie wytrącają z równowagi. Wiem doskonale, że najbardziej potrzebuję odpoczynku, a tego w podróży nie doświadczę, pomimo tego, że preferuję aktywny odpoczynek. Poza tym, Zuzia znowu kaszle i jak opuści następne lekcje to marnie będzie z ocenami na koniec roku, a zmienia szkołę, Natalka też ma dużo nauki, a tata bardzo chce, żebym przychodziła. W odpowiedzi na moje dylematy i smutki przeczytałam w tym temacie świetny artykuł, jakby wprost dla mnie. Więc zamierzam być, wyłączyć pilota i nie robić nic, oprócz czystych przyjemności J

A wieczorem jeszcze taki piękny tekst.


W międzyczasie porozciągałam ciało na jodze, poczytałam sobie trochę, delektowałam się pyszną zupą z soczewicy, herbatką, i angielskimi ciastkami maślanymi shortbread i obejrzałam z mężem film „Porto” o  znajomości dwojga różnych ludzi, którzy poznali się i zakochali  w sobie właśnie w tym cudownym miejscu. Film momentami wygląda, jakby był filmowany amatorską kamerą, grube ziarno, zbliżenia… Jim Jarmush jest głównym producentem i film jest trochę jak jego. W Porto byłam trzy razy i przeżyłam tam najpiękniejszy zachód słońca ever, idąc wzdłuż rzeki Douro do Atlantyku.  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz