wtorek, 18 kwietnia 2017

Dziś rano przyszło do mnie takie zdanie po angielsku "Let the life carry you. Don't carry life." Niech życie niesie Ciebie, a nie Ty życie. Mądre i wspierające.

Dzisiaj po południu czułam się, jakbym to ja niosła całe życie. Godzina powrotu do domu, bo akurat chyba wszyscy wracali do domu ze świąt, godzina w domu na umycie naczyń, zjedzenie czegoś z wczoraj i popatrzenie na Zuzię, która siedziała w domu sama cały dzień i nie nadrobiła wszystkich lekcji, które miała nadrobić w związku z chorobą i nieobecnością w szkole przez ponad tydzień, potem znowu szpital i powrót do domu o 22.00. Natalka od jutra ma egzaminy, a bierze ją katar i kichanie... U taty nie ma poprawy, ani pomysłu na leczenie... I jak tu nie zwariować??? Ja chyba już nigdy nie odzyskam mojej radości i optymizmu sprzed dwudziestu lat.... Choć ponoć umysł powinno się ćwiczyć regularnie, jak mięśnie, i może wtedy zadziała...

W drodze do domu w samochodzie wyliczyłam natomiast, w ramach usprawiedliwienia się przed sobą, że nie będę oddawać/sprzedawać żadnych książek, bo nie jestem w stanie tego mentalnie zrobić, wyliczyłam, że mam szansę na przeczytanie ok. 400 książek w ciągu najbliższych dwudziestu lat (jeśli dożyję!), więc może nie jest aż tak źle;-).



Tak, dam sobie trochę czułości - pójdę spać ;).

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz