Jestem wściekła na siebie i wykończona psychicznie i fizycznie.
Wściekła na to, że pomagam ludziom, którzy są w rozpaczy, ale pomimo moich rad i tak robią znowu te same rzeczy. W niedzielę, zamiast odpoczywać po okropnym tygodniu po śmierci kolegi, pomagałam koleżance wyjść z doła, po tym, jak jej chłopak, też mój kolega z pracy, zostawił ją po raz enty i pojechał do swojej byłej (albo drugiej, bo nie może się zdecydować z którą być, albo po prostu tak potrzebuje, żeby się dowartościować). W sobotę wieczorem, po tym, jak to się stało, coachowałam ją przez godzinę przez telefon, a w niedzielę zjadłam z nią obiad i poszłam na spacer. To co mi opowiadała o swoim chłopaku, a moim koledze z pracy, to jak ją ranił wołało o pomstę do nieba, raz nawet się popłakałam. Spytałam ją, czy nawet jak teraz się pogodzą, co byłoby największą głupotą, czy ona chce mieć takiego toksycznego faceta. Poszedł wczoraj do psychoterapeuty, ale czy on naprawdę to przepracuje, czy może jednak nie, bo fajnie jest wiecznie być małym chłopcem, któremu kobiety wszystko wybaczają, bez względu jak okrutnie je rani, one zawsze go przygarną. Jak ostatnio wracał z hukiem do tej koleżanki, to prosiłam go, żeby był konsekwentny, żeby zapomniał o tamtej. Niestety.... Koleżanka miała podjąć stanowcze kroki, ale niestety z jej stanowczości został tylko jeden procent... i albo nie zrozumiała tej sytuacji, albo bardzo lubi być ofiarą syndromu sztokholmskiego i dalej cierpieć. A ja mogę winić tylko moją naiwność, za to, że byłam gotowa nieść pomoc. Najgorsze, że wydawało się, że ona wszystko zrozumiała i się z tym zgadzała, ale przy nim, o wszystkim zapomniała.... Nie będę się już angażować w takie sytuacje!!! Nie będę!!! Przecież po piątkowym spotkaniu z psychologiem w pracy odnośnie tego tragicznego wypadku, powinnam dobrze wiedzieć, że nieważne jak bardzo będziemy komuś pomagać i prosić, jeśli ta osoba sama nie będzie tego chciała, to nic się nie zmieni. To jest decyzja wyłącznie tej osoby i my nie jesteśmy za nią odpowiedzialni.
Psycholog powiedział mi, że ja sobie poradzę, bo mówię o swoich emocjach. Ale, jak mówię o tym, to to przecież zasilam. Powinnam się jeszcze pozbyć tych emocji. Jeszcze tylko dwa dni w pracy! Marzę o wolnym, marzę o tym!
W sobotę pół dnia spędziłam z rodzicami. Tata czuje się średnio. W poniedziałek rano miałam straszny koszmar. Dziś cały dzień walczyłam z platformą internetową, żeby się na nią zalogować
i pobrać wyniki sobotnich badań, które są takie sobie.
i pobrać wyniki sobotnich badań, które są takie sobie.
Dobrze, że pod ręką jest "Ciotka Zgryzotka" Musierowiczowej! Ale szybko się przekonałam, że już zapomniałam, że oprócz świetnego humoru w tej książce jest też dużo wzruszeń i sentymentów i człowiek na przemian śmieje się i płacze.
Idę spać, to mi najlepiej zrobi! Znowu nie poszłam na zumbę, bo wolałam się profilaktycznie wygrzać w wannie, gdyż po południu przytkała mi się lewa dziurka w nosie. W pracy prawie wszyscy chorzy po tym wyjeździe i ciągle kaszlą.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz