niedziela, 19 stycznia 2020


Uwielbiam weekendy! Kiedyś dostawałam depresji podczas wolnych dni, gdyż widziałam wtedy w całej okazałości tylko to, czego mi brakowało w moim życiu. Kiedy już nie mogłam z tym wytrzymać, zaczęłam się stopniowo skupiać na życiu "tu i teraz", docenianiu tego co jest, wykorzystując do tego m.in praktykę wdzięczności. Przeszłam długą drogę i wciąż na niej jestem... Uczę się znowu być optymistką, nie zamartwiać się o wszystko, śmiać się częściej, itd., itp... A w wolne weekendy czytam i czytam i czuję się nie tylko jak uczony, który zgłębia mądre księgi, ale także jakbym była w podróży, w innej krainie, wyrwana z obowiązków codziennego życia. Nie wiem po co mi to, przecież już mam tyle lat, że dawno powinnam wiedzieć jak żyć..... ;). Z wdrażaniem w życie tej wiedzy też nie jest łatwo... Wszystko wydaje się łatwizną, kiedy człowiek nie pracuje, tak jak w weekend, nie śpieszy się, delektuje się tym, że nie musi robić niczego na czas, że może ćwiczyć, medytować i kontemplować czytane treści. A sztuką jest przenieść to wszystko do codziennego życia, tak żeby stało się najbardziej osobistą formą kultu. Podoba mi się to określenie! :)

Przez ostatnie trzy dni zatapiałam się m.in. w pięknej książeczce polecanej przez Agnieszkę Maciąg "Zwolnij wreszcie - jak odnaleźć spokój w świecie, który nigdy się nie zatrzymuje" Haemina Sunima. Oprócz prawie że namacalnej miłości autora do czytelników i jego czasami króciutkich, ale bardzo treściwych wskazówek życiowych, książka porusza przecudnymi idyllicznymi ilustracjami. Przytoczę teraz tylko jedną, bo nadmiar też nie jest dobry (niczego się nie pamięta):

"Gdybym miał w kilku słowach podsumować życie większości ludzi, napisałbym: "wieczny opór przed tym, co jest". Stawiając opór, nieustannie staramy się zmieniać rzeczywistość i tkwimy w niezadowoleniu z tego, co jest wokół nas. 

Gdybym miał podsumować życie większości oświeconych, napisałbym" całkowita akceptacja tego, co jest". Gdy akceptujemy rzeczywistość, nasz umysł pozostaje spokojny i opanowany, podczas gdy świat wokoło gwałtownie się zmienia."

Powiedział to koreański mnich buddyjski. Ale, pamiętam, że to samo powiedział mi mój dobry znajomy ksiądz katolicki z Indii. Coś w tym chyba jest! 

PS. Zapomniałam napisać, że udało mi się kupić bilety w trzecim rzędzie na musical o Mocku dwa dni przed jego wystawieniem (ktoś chyba musiał oddać)! (to część prezentu urodzinowego Rafała). Pomimo burleskowej formy, treści były głębokie i jakoś tak szczególnie utkwiła mi piosenka finałowa Mocka, który śpiewał, że zna wszystkie ciemne tajemnice i przestępstwa w Breslau, ale siebie samego nie zna. Brzmi znajomo ;). I jeszcze jeden ciekawy cytat z tego przedstawienia:

"Życie to sztuka akrobacji na linie bez asekuracji" ;-) :D

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz