Dziś po pracy i szalonej Zumbie pełnej wycisku pojechałam do rodziców, gdyż tata miał dzisiaj imieniny. Była ciocia Marysia, siostra taty, Marek i my. Było bardzo przytulnie i rodzinnie. Pyszne jedzonko przygotowane przez mamę. Tata powiedział, żeby na jego grobie nie było kwiatów, tylko żeby zbierać w zamian pieniądze na dzieci z Przylądka Nadziei...dał nam misję do wykonania..., już drugi raz to mówił. Pierwszym razem w szpitalu rano, kiedy przyjechałam do niego z kuzu. Zalałam się wtedy łzami... Wymęczył się w tym szpitalu miesiąc na okropnym twardym łóżku z bardzo cienkim materacem, wszystko go bolało. Dla mnie prawdziwy bohater. Jedną noc spędził na "erce" z maską, pod którą się dusił - pojawiły się problemy z płucami, których wcześniej nigdy w życiu nie było..., ponoć to tez przez papierosy, które palił 35 lat temu.... Nie na darmo w oczyszczaniu ajurwedyjskim jest porządne oczyszczanie płuc, po którym to dopiero ludzie oddychają pełną piersią... to wszystko tam zalega, nie tylko papierosy, ale też emocje. Kiedyś podczas takiego oczyszczania porównano to co "wyszło" z płuc osoby, która paliła i osoby, która nigdy nie paliła, ale była pełna żalu i smutku - wydzieliny były identyczne!
Wczoraj spotkałam się z Beatą, przedwczoraj z Martą. Beatka mówi, że jej pomogłam...cieszę się z tego bardzo. Otworzyłam na chybił-trafił książkę "Rok cudów - codzienne modlitwy i refleksje", pierwszą z brzegu, żeby znaleźć coś podnoszącego na duchu i oto znalazłam coś, za co Beatka mi dziękowała...
To jest ciekawe: "Proszę ocal mnie od życia przeżywanego wyłącznie dla siebie...."
Idę spać, bo padam.... Ściskam ciepło :-)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz