poniedziałek, 1 października 2018

Rzuciłam się w wir pracy i tak pracuję od rana do nocy, z przerwami na wizyty w szpitalu... W czwartek, kiedy według lekarza tata już miał przechodzić do innego wymiaru i psychicznie się na to nastawialiśmy, nagle nastąpiła mała poprawa, która na razie wykluczyła to przejście. Jednak pozytywne uczucie zostało szybko zastąpione wizją taty przykutego do łóżka i całkowicie niezdolnego do niczego, cierpiącego... Taka huśtawka emocjonalna.... Po tej poprawie rurkę do oddychania lekarze przełożyli z ust do tchawicy (tracheostomia) - chcieli to zrobić wcześniej, ale wtedy stan taty się pogorszył i tego nie zrobili. Nie mogłam pojechać do niego w tamten dzień, bo siedziałam długo w biurze. W piątek też tego nie zrobiłam, gdyż jadąc do ortopedy tramwajem zmarzłam i w drodze do szpitala już mnie w gardle drapało i kręciło w nosie. W weekend się kurowałam i swoimi magicznymi sposobami pozbywałam się toksyn, tak że już w niedzielę rano gardło mnie nie bolało, a dzisiaj byłam normalnie na chodzie, choć totalnie niewyspana...W weekend szorowaliśmy mieszkanie i pozbywaliśmy się części gratów, bo jutro przyjeżdżają Magda i Sławek z Antosiem będąc w drodze do Poznania. Jeszcze do tego rzeczy do zrobienia z pracy....  Dziś jak pojechałam do taty to prawie że go nie poznałam... Przez cztery dni, kiedy go nie widziałam postarzał się o 10 lat... Tzn. bardzo schudł, w końcu leży w bezruchu i na kroplówkowym jedzeniu już czwarty tydzień...Ręce z ranami... Nie wygląda to dobrze, wręcz przeciwnie - strasznie. Zastanawialiśmy się z Markiem gdzie i czy jest granica takiego cierpienia i czy to jest humanitarne? Bardzo mnie to dziś przygniotło... Oglądam zdjęcia taty z różnych okresów i mam wrażenie, że to całkiem inny człowiek i tak bardzo za nim tęsknię... Jest mi go tak bardzo szkoda, że tak musi cierpieć i żyć w takim stanie, Chyba będę się modlić o jego szybkie i bezbolesne przejście :(((. I o dobrą (łagodną) śmierć dla siebie. Ponoć tylko 3% ludzi umiera we śnie, a cała reszta??? Nie chcę, żeby mnie ratowano na siłę, nie chcę żeby mi przysparzano dodatkowego cierpienia wkłuciami i innymi zabiegami, a jednocześnie znieczulano, żebym nie czuła bólu tym spowodowanego. To jest błędne koło...

Przeczytałam fragment wpisu z 30 marca 2017, kiedy tata był już 2 miesiące w szpitalu:
Tato ma znowu nowego sąsiada. Pana, który zasłabł na chodniku i nic więcej już nie pamięta. Może tylko leżeć. Wczoraj gdy przyszłam, tato "zapoznawał" się z nowym sąsiadem. Chciał go pocieszyć i powiedział, że świat jest piękny, pomimo wszystko. Na co Pan odparł: "Świat jest piękny, jak jest się młodym, a teraz to już...". Na co mój tato, Mistrz Optymizmu, po tych wszystkich przejściach, powiedział: "Świat jest taki, jakim go Pan sobie stworzy." - normalnie dech mi wtedy zaparło! To ja tyle mądrych książek musiałam przeczytać, żeby do tego dojść ;-), a tato tak sobie to powiedział, niby nic. Potem jeszcze dodał, że jest jeszcze drugi świat - wieczność. Mądrość duchowa i życiowa w pigułce!"

1 komentarz: