W piątek rano tata zasłabł - mama zadzwoniła do mnie w panice, co robić, ja szybko na 112, co w sumie było trochę bez sensu, bo jakby tata był nieprzytomny, to pani dyspozytorka mówi, co wtedy robić. Karetka przyjechała bardzo szybko. Kazali za godzinę dzwonić na 112 i pytać, w którym szpitalu będzie. Potem jazda na SOR do tego szpitala i czekanie, bo nie można odwiedzać tych, którzy są w strefie czerwonej, czyli bezpośredniego zagrożenia życia. Po jakimś czasie tata zadzwonił do mamy. Udało się wejść do tej strefy i go zobaczyć. W masce z tlenem, ale siedzi i mówi, choć od rana już mu coś w gardle przeszkadzało. Kazał jechać po rzeczy do domu. Mama w pięć minut spakowała co trzeba, jeszcze tata dzwonił i mówił, żeby jeszcze wziąć ładowarkę i płyn do czyszczenia okularów. Kiedy wróciłyśmy do szpitala to właśnie wjechał do pokoju na oddziale. Zjadł obiad z pomocą mamy, cieszył się, że mógł zobaczyć Marka. Chciał, żeby ktoś był z nim, mama pojechała do domu, został Marek, a ja przyjechałam po Zumbie ok. 19:00. Gdy tata jadł kolację to był bez tlenu i na chwilę "odleciał" - potem był jakby w półśnie i co jakiś czas chciał zdejmować maskę z tlenem. Oddychał ciężko, i ta maska jeszcze to utrudniała. Biłam się z myślami, czy zostać z nim do rana i pilnować, żeby nie zdejmował maski na dłużej. O wpół do pierwszej w nocy wymiękłam, po zapewnieniach pielęgniarki, że będzie zaglądać do taty. Położyłam się w domu i była to najgorsza noc w moim życiu. Chyba walczyłam tak samo jako tato, który o 2:30 zaczął się dusić, gdyż dostał obrzęku płuc.
W sobotę wieczorem, po całym dniu w szpitalu nie mogłam być sama, łaknęłam bliskości kochanych osób. Wdzięczność, że miałam się do kogo przytulić. Poszliśmy na spacer, a potem włączyliśmy film, podczas którego przysnęłam.
Nigdy nie myślałam, że będę oglądać swojego rodzica w takim stanie - na oddziale intensywnej terapii, w sedacji, z rurkami w gardle, nosie, szyi, rękach.... Wielki smutek, łzy, wyrzuty sumienia, rozmyślania o życiu i śmierci, modlitwy, wspomnienia, brak chęci do czegokolwiek.... Dziś tato dostał mniej tych leków do sedacji, więc już otwierał oczy i poprosił mamę o picie. Chyba jeszcze gorzej widzieć człowieka, kiedy przez te wszystkie rurki nie może nic powiedzieć, nie może się ruszyć, nic nie może, tylko cierpi z tego powodu...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz