niedziela, 5 kwietnia 2020


Przeczytałam poprzedni post o niedzielnych spadkach energii. A dzisiaj jestem na nogach od 4:15 rano i czuję się świetnie do tej pory. To jest niesamowite! Ta energia poranka faktycznie działa, no i dzisiaj jeszcze wybitnie była moc, kiedy połączeni na całym świecie medytowaliśmy, wizualizowaliśmy i modliliśmy się w intencji uzdrowienia naszej kochanej planety :). Nie połączyłam się z Agnieszką sześcioma innymi osobami, bo to "live'y" chyba można tylko oglądać na telefonie, jak mnie potem Zuzia oświeciła, a ja wspaniałomyślnie włączyłam sobie laptopa, żeby mieć większy ekran... ;-). W końcu go zamknęłam i dopiero wtedy skupiłam się w pełni. Cudnie było doświadczać świtu i tej jasności... Potem miałam tyle dobrej energii, że bez problemu upiekłam w końcu ekspresowy chlebek jogina, do którego zabierałam się od tygodnia. Otręby, mąka kukurydziana, trochę pestek, dużo ziół i po pół godziny były już pyszności. Zrobiłam śniadanie dla rodzinki i delektowałam się ciszą, bo nie chciałam ich budzić.
Że ta energia działa, ochrania, podnosi na duchu i wzmacnia dobry nastrój mogłam się również przekonać dzisiaj podczas robienia zakupów. Robiłam je również wczoraj i podczas tego oraz po powrocie do domu nie mogłam do siebie dojść, aż do wieczora. Bardzo źle odebrałam komunikaty w o tym, żeby szybko robić zakupy i pomyśleć o tych co czekają w kolejce. Szkoda tylko, że nie można było otworzyć więcej niż jednej kasy, bo to ona głównie powodowała tę wielką kolejkę na zewnątrz! Te komunikaty były naładowane energią strachu, nawoływały do martwienia się o bliskich, itp. Odebrałam to prawie że jak psychiczny terror. Potem jeszcze czekanie pod apteką i starszy pan za mną, którą prawie że tam zemdlał. Kupiłam mu to co chciał, a potem żałowałam, że nie zaoferowałam mu większej pomocy, bo przecież nie powinien wychodzić (miał chyba z 80 lat), a pewnie nie ma mu kto robić zakupów. Bez maski, stawał bardzo blisko ludzi. Problemy z sercem :(. Po powrocie byłam rozbita, chciało mi się płakać, spać, dosłownie bez sił. Na szczęście zadziała synchronizacja i jedna z naszych wykładowczyń przysłała nam maila, jakby w odpowiedzi na to moje przygnębiające zakupowe doświadczenie. Ona też była na zakupach i poczuła dokładnie to co ja, została wciągnięta w tę ciemną energię strachu. Potem, na naszej szkolnej grupie, okazało się, że prawie wszyscy mieli takie doświadczenia. Wzięłam gorącą kąpiel oczyszczającą z solą zwykłą i pachnącą oraz dużą ilością sody, słuchałam i śpiewałam mantr i czytałam piękne, pozytywne teksty i od razu mi się polepszyło. Staruszkowi wysyłałam dużo zdrowia i światła.
Dzisiaj rano po globalnym wysyłaniu światła i miłości, dobra, uzdrowienia, zdrowia też byłam w sklepie, głównie żeby zrobić zakupy mamie i była tam całkiem inna energia :). Ludzie życzliwi, uśmiechający się, rozmawiający. 

W ciągu dnia często dosłownie rozpiera mnie wdzięczność. W jednej fajnej książce o mindfulness znalazłam takie ćwiczenie, żeby sobie nastawić alarm na co godzinę i wypisywać jedną rzecz, za którą się jest wdzięcznym. Mnie to samo przychodzi, bez zegarka :). Zasadziliśmy kilka drzewek i krzewów i zauważyłam, że te drzewka traktuję dosłownie jak nowych członków rodziny, uśmiecham się do nich, otaczam miłością i patrzę z czułością. Piękny gęsty i rozłożysty cis, wysoki świerk i dwie kosmate sosny. Cieszę się nimi jak dziecko! Jestem wdzięczna za rodzinę, za ciepłą herbatę, wannę,  książki, pracę, hamak na tarasie, słońce o poranku, jedzenie (ciągle coś gotuję i piekę), samochód, sąsiadów, kwitnące kwiatki.... Człowiekowi naprawdę tak mało trzeba do szczęścia...
A w międzyczasie czytam Anitę Moorjani i jej "near-death experience". Opisała je w książce pt. "Umrzeć, by stać się sobą", którą można potraktować jako jej autobiografię, a czyta się ją jak najlepszą powieść. Jak skończę, napiszę więcej.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz