Dziś w pracy cierpiałam na poniedziałkową „niemoc” – ależ mi się nie chciało!
Ale po pracy poszłam do mojego kochanego lasu i dosłownie zostałam pozytywnie ogłuszona ptasimi trelami. Co chwilę spotykałam fruwających zalotników, głównie kosy szalejące w powietrzu parami i hałasujące w gęstwinie, a na leśnej drodze pliszki. Byli jeszcze inni leśni śpiewacy, lecz ich imion niestety nie znam. Przytulałam się do drzew, kopałam przed siebie szyszki, przypominając sobie podwórkowe mecze piłki nożnej z kolegami i koleżankami z ósmej klasy, zdmuchiwałam dmuchawce pozwalając moim zmartwieniom odpłynąć w powietrze wraz z małymi nasionkami-spadochroniarzami, skakałam i biegałam po leśnej ścieżce. Stwierdziłam, że moje wewnętrzne dziecko bardzo, ale to bardzo potrzebuje zabawy – beztroskiej, pełnej śmiechu i radości :D.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz