sobota, 9 marca 2019


Ostatni tydzień był pełen zdarzeń, czas przyśpieszył, a w piątek chyba obudził się zielony tygrys, używając terminologii Feng shui, gdyż Rafał miał wypadek samochodowy, pierwszy raz w życiu. Przejechał całą Polskę, i to nie raz, a tu w samym mieście autobus wjechał na jego pas nie zauważając go i jechał tak przygniatając go coraz bardziej do betonowej bariery. W efekcie jego samochód (na szczęście służbowy) znalazł się na barierze, zatrzymał się tam, a potem spadł na bok na przeciwległą jezdnię. Dobrze, że samochody jadące tą jezdnią widziały tę sytuację i zdążyły zwolnić, bo inaczej byłaby tragedia. Ja jechałam tą trasą do pracy parę minut wcześniej i widziałam ten autobus stojący na światłach za mną. Byłam już w biurze, kiedy zadzwonił telefon, ale była to tylko krótka rozmowa, bo to było tuż po wydostaniu się z przewróconego samochodu. A potem tylko słyszałam i widziałam dwa wozy strażackie jadące na sygnale, policję i wielki korek, który się od razu utworzył…. Kolega jechał do tamtędy do pracy i wstawiał zdjęcia oraz na bieżąco informował o sytuacji na drodze nie wiedząc, że tam jest mój mąż. Nie wiedziałam co robić, czy iść tam, czy nie, na szczęście dodzwoniłam się do Rafała i trochę uspokoiłam. Nie mogłam się skupić na pracy, ale dobrze że miałam dużo rzeczy do zrobienia, to jako tako się trzymałam, ale jak z niej wyszłam to wszystko zaczęło do mnie docierać już bez żadnych filtrów. Na szczęście nic mu się nie stało. Kierowca autobusu twierdził, że go nie widział, ale policjant łagodnie mówiąc wyśmiał tę wersję. Po samym wypadku ludzie okazali się niesamowici, dzwonili na 112, przybiegli do Rafała z pomocą, okazało się też, że za nim jechała policjantka w cywilu i wszystko widziała, zebrała telefony od innych świadków i dała też swój. Mówiła, że nigdy w swojej długiej karierze w drogówce nie widziała czegoś takiego. Przyjechało radio i telewizja. 

Jak tego wszystkiego słuchałam, to czułam się jak w filmie akcji, a potem, jak w dramacie. Ludzie byli w szoku, że Rafał wyszedł z tego cało. Jechałam po pracy samochodem i w ogóle się nie śpieszyłam. To, że się spóźniłam na zajęcia w szkole trenerów w ogóle nie było ważne. Uświadomiłam sobie ponownie, że życie jest bardzo kruche. Jesteś, a za chwilę już może Cię nie być. Zdołowało mnie to, nie miałam siły iść na te zajęcia, ale dobrze, że poszłam, bo tam są treści motywujące do życia…

A wieczorem jeszcze przygotowywałam się do prezentacji z relaksacji na dzisiaj i do zaliczenia z psychologii komunikacji. Wbrew zmęczeniu i wczorajszym wydarzeniom, test napisałam najlepiej z grupy (szok!), a ćwiczeniami z relaksacji wszyscy byli zachwyceni J. Zrobiliśmy energetyzującą gimnastykę z jogi kundalini, ugruntowaliśmy się (ćwiczenie A. Lowena), oczyściliśmy dziewięcioma oddechami i zaśpiewaliśmy przepiękną uzdrawiającą mantrę. Szybko zleciał dzisiejszy długi dzień w szkole. Było bardzo ciekawie. Jutro ciąg dalszy J, a na zadanie domowe mamy napisać swój własny kod szczęścia (i spełnienia)….

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz