czwartek, 4 czerwca 2020




Ostatnie naście dni mogę podsumować tak:
- powrót do biura (na szczęście co drugi dzień, choć przez to poprzestawiały mi się godziny wstawania i znowu chodzę później spać, i choć budzę się przed lub o 6:00 nie jestem fizycznie w stanie wstać z łóżka) :/
- walka w ogrodzie z mszycami, co oznacza regularne „obchody” roślin i regularną produkcję bio-wywarów do ich oprysków, przy okazji dowiedziałam się jak wygląda larwa biedronki (całkowicie inaczej niż dorosły osobnik!), która potrafi ich zjeść bardzo dużo i znalazłam takie na moim pięknym bobie
- darmowe kino komediowe obserwując bardzo zabawne zachowania w naszej kociarni ;-) – świetny relaks!







- skończenie cudnej jak zwykle książki Romy Ligockiej „Jeden dobry dzień” i obejrzenie rozmowy „live” z nią J
- obejrzenie „live’a” z Agnieszką Maciąg i radość z pojawienia się wkrótce jej dwóch nowych książek
- bardzo optymistyczne, wspierające i pełne miłości teksty i prowadzenie zajęć jogi kundalini z Ewą Mruk (notabene właścicielką „Mleczarni”) – dziś ćwiczyłam w ogrodzie i było przepięknie! Słońce, śpiew ptaków, szum wiatru i cudna zieleń J.

- odczuwanie nastrojów i stresu mojej córki maturzystki :/, która ten stres boleśnie odczuwa w plecach – na szczęście udało się na jutro umówić na masaż leczniczy. Proszę, wysyłajcie jej wspierającą energię od przyszłego poniedziałku do środy, w ten weekend też nie zaszkodzi…
-  zrobienie przez mnie po raz pierwszy w życiu fantastycznie pachnącego i smakowitego syropu z kwiatów czarnego bzu J. Najpierw była cudna wycieczka rowerowa, żeby w ogóle znaleźć te kwiaty, bo na tym terenie jeszcze ich nie widziałam. Na szczęście, tak blisko od nas, na skraju lasu rośnie ogromny krzew bzu, a jeszcze wcześniej przed nim, kilka mniejszych J. Kwiatki oddzielałam od łodyżek do 3 nad ranem w sobotę, ale warto było!!! A w niedzielę na śniadanko smażyłam je w cieście naleśnikowym – faktycznie, prawdziwy rarytas, tak jak o tym gdzieś przeczytałam J. Potem gotowałam też wielki obiad  i ciągle przy tych garach…trochę mnie to zmęczyło… Ale jutro lub pojutrze jadę po następną partię bzu, bo ten syrop to byśmy mogli pić dzień w dzień!




- ratowanie biednego jeżyka, który wczoraj kręcił się w kółko na naszej drodze. Nie wiedzieliśmy, czy coś jest nie tak, podeszliśmy do niego, a on się w ogóle nie bał, na chwilę podnosił główkę i wyczuwał nas, a potem wracał do kręcenia się. Przykry to był widok i intuicja mi mówiła, że coś jednak jest nie tak. W końcu Zuzia znalazła w internecie, że jest to objaw, że coś mu się stało. Od razu zadzwoniłam do Ekostraży i akurat tak się złożyło, że jechali do kliniki weterynaryjnej na Stabłowicach i zapytali, czy możemy go przywieźć. Liczyłam, że będę go wieźć do ich siedziby na drugim końcu miasta, a tu taka niespodzianka J. Na szczęście jeżyk (jak się potem okazało - chłopczyk) dał się łatwo złapać do kartonu. Okazało się, że jedno oczko miał spuchnięte, co mogło oznaczać, że został uderzony przez samochód. Na naszych ulicach jeździ bardzo niewiele samochodów, można policzyć na palcach jednej ręki, a jednak jeż musiał tam być potrącony :/. Myślałam o nim długo wczoraj i cieszyłam się z tak sprawnej akcji ratunkowej J.  

- słucham arcyciekawych rozmów o Ajurwedzie i zdrowiu w ramach Ajurweda Summit, który zorganizowała Maria. Zaprosiła do nich kilka bardzo znanych osób, lekarzy, praktyków, także z Polski. Od wczoraj jeszcze jeden summit z bardzo wspierającymi i motywacyjnymi prelekcjami. Podsumowując krótko te treści wyłania się jedno przesłanie: żyj w zgodzie z przyrodą i swoją duszą, wtedy będziesz odczuwać pełnię J.  


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz