czwartek, 11 czerwca 2020

Siedzę na tarasie, jem pyszne upieczone rano ciasto, popijam pyszną herbatką i spisuję stare książki dla antykwariatu (liczę, że coś wezmą!). Żaby rechocą jak szalone, a piwonie upajają nas swoim słodkim zapachem. Koty biegają, kuny skrzeczą, jeż fuka, ślimaki ni stąd ni zowąd pojawiają się na trawie ;-). Chwilo trwaj!
Dochodzę do siebie po maturalnym stresie - we wtorek była matma, a u mnie prawie że depresja, kiedy usłyszałam po egzaminie, że mogło być lepiej i że jest "na styk". O dziwo, moja maturzystka przyjęła to ze stoickim spokojem; faktycznie jest to egzamin dojrzałości w tym dosłownym znaczeniu. Na szczęście, po opublikowaniu rozwiązań, wyliczyła sobie, że jest lepiej niż myślała :-). Wczoraj na angielskim rozszerzonym niepotrzebnie przepisywała część rozprawki, żeby nie było skreśleń, bo nie chciała przekroczyć limitu słów i w konsekwencji ledwo co zdążyła skończyć, nie mówiąc już o policzeniu tych słów.... Można mieć super wiedzę, ale najważniejsza jest liczba słów w wypracowaniu...
No nic, jest tak, jak jest i "to doświadczenie jest kompletne takie, jakie jest" jak to mówi Pema Chodron w swej książce "Twoje wspaniałe życie - jak przyjąć to, czego nie chcemy otrzymać" :-).






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz