niedziela, 22 marca 2020

Praca w domu mnie rozleniwia. Z wiekiem jestem coraz mniej zdyscyplinowana. Jutro znowu mnie to czeka.... Z mądrych książek o Ajurwedzie wiem, że tylko rytm mnie "uratuje", ale jakoś ciągle to sabotuję. Chcę regularnie ćwiczyć, medytować, a tu czas przyśpiesza, wręcz galopuje i robię to krócej niż powinnam. Wyjście na spacer pozostaje w strefie przelotnej myśli, dobrze, że mogę chociaż wyjść na chwilę do ogrodu i rozprostować nogi. Usprawiedliwiam się, że jest zimno i tylko jem i tyję - tak, do tego się sprowadza praca w domu. Poza tym, w świetle tego, co się dzieje, stwierdzam, że wykonywanie jakiejkolwiek pracy niezwiązanej ze swoim powołaniem nie ma sensu.... Po co komu praca dla jakiejś firmy... co ona wniesie dla ludzkości, przecież na dłuższą metę nie ma ona głębszego sensu....

Wczoraj piękny dzień i nastrój, bo urodziny, ale dzisiaj (wiedziałam!) była równowaga. Pojechałam z mamą rano na cmentarz do taty i nie tylko tam zmarzłam, ale rozbiło mnie to trochę psychicznie. W takich szczególnych momentach jak urodziny, czy pandemia chyba trochę stajemy się na powrót małymi dziećmi i chcielibyśmy się schować w bezpieczne ramiona rodziców. Może tak myślę teraz, po przeczytaniu dramatycznego fragmentu książki Romy Ligockiej "Tylko ja sama", który mówił o tym, jak umierał jej ojciec - niesprawiedliwie oskarżony o współpracę z Nazistami w obozie - on, który działał w podziemnej organizacji żydowskiej i pomagał ludziom, jak tylko mógł. Przeżył obóz, a po paru miesiącach go aresztowali, w więzieniu się rozchorował i ostatecznie zmarł w wieku 39 lat, a był niewinny. Donieśli na niego ludzie, którym odmówił pieniędzy, zmyślili zarzuty. Człowiek, który przeżył takie straszne warunki i który miał wielkie plany i apetyt na życie - został tak ekstremalnie niesprawiedliwie zniszczony w ciągu kilku miesięcy. Nie radzę sobie z taką niesprawiedliwością na świecie, kompletnie sobie nie radzę. Nie powinnam czytać o takich rzeczach, ale chciałam skończyć tę książkę. Nie powinnam czytać o fundacjach, które ratują zwierzęta i nie mają teraz funduszy czy pomocy ze względu na wirusa. Serca mi pęka! Tonęłam we łzach, tęskniłam za swoim tatą, ale pomogło mi to, że wylałam z siebie cały ten smutek.... Wylałam dosłownie do wanny, bo zrobiłam sobie gorącą kąpiel, żeby się ugrzać i otulić tą ciepłością :-) Nie można podróżować, to chociaż sobie pojechałam do własnej wanny ;)

Wczoraj był piękny dzień. Życzenia telefoniczne i online (szkoda tylko trochę, że z wirusem w tle), bliskość, przytulasy, dużo śmiechu i radości, upieczone pyszne ciasto, miłość. Oby tak było codziennie! Od jutra jesteśmy wszyscy w czwórkę w domu. Znowu będzie walka o lepszy komputer ;-). Wczoraj planowałam wysprzątać cały dom - bo wiosna!, ale dałam radę tylko trochę. W końcu przecież nie będę sprzątać we własne urodziny, jak to zarządziła moja młodsza córka ;-). Od starszej dostałam natomiast taką kartkę: 


:D A ta, którą na swoje urodziny dostał tatuś, pasuje do niej, jak ulał :D
Śmiejmy się na zdrowie! Oby jak najwięcej radości było w naszym życiu! Jutro nowy dzień i zawsze jest szansa, żeby zacząć od nowa :-). Może uda mi się rano zrobić w całości sesję jogi.... ;). 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz