Daisy we własnej osobie ;)
Kończy się listopad, dla mnie
jeden z najbardziej intensywnych miesięcy w tym roku, przynajmniej kulturowo
;). Wiedziałam, że minie jak z bicza trzasnął, ale tak naprawdę to chyba było
jeszcze szybciej. Chyba nigdy nie przestanę mieć problemu ze zbyt szybko
upływającym czasem i tym, że nie zdążę ze wszystkim. Ćwiczenie uważności i
pełnej obecności w danej chwili pozwala przeżyć te chwile w pełni, ale ich nie
pomnoży. Żeby zdążyć czytam naraz wiele książek i o każdej mogłabym napisać
osobny post.
Część z nich pozamawiałam w bibliotekach i akurat teraz wszystkie
stały się dostępne. Podczas czytania dwóch książek o wysoko wrażliwych i
nadwydajnych mentalnie uśmiecham się do siebie i wydaję odgłosy zdziwienia, że
ktoś tak dobrze potrafi mnie opisać…..;). Czekam z niecierpliwością na
rozdziały mówiące o tym, jak żyć „w takim stanie”. Wczorajszy nabytek z
magicznego Książa pozwolił mi znowu zatopić się w czasach Księżnej Daisy,
arystokracji, złośliwości losu, burzliwych politycznych wydarzeń w Europie, brytyjskiej
rodziny królewskiej, najważniejszych osobistości ówczesnych Niemiec oraz
przepięknych książańskich krajobrazów. Pomimo całego tego bogactwa i splendoru piękna,
wrażliwa i optymistyczna Daisy nie była tak szczęśliwa, jak mogłoby się na
pierwszy rzut oka wydawać. Jak chyba wszystkie kobiety bez względu na epokę, w
której żyją, chciała przeżyć wielką miłość, a tej od męża nie dostała. Będąc
angielką na niemieckich ziemiach, których część stała się polska, na własnej
skórze odczuła pierwszą i drugą wojnę światową. „Słowa mocy” Agnieszki „smakuje” się powoli,
delektuje się nimi i zastanawia nad swoim własnym życiem…. „Dlaczego dusza
choruje” – o systemie jakim jest rodzina i zależnościach jej dotyczących według
Berta Hellingera, czytam do szkoły, i tym bardziej zastanawiam się nad swym
życiem…. Porządek w rodzinie, wyrównanie, uwikłanie losowe, więzi, sumienie…
Nie chcę się w to wgłębiać, bo to przeszłość, a ja już dawno przestałam ją analizować
i rozpamiętywać, ale ciekawość zwycięża. "Kolory" natomiast (czyli "prosta instrukcja obsługi człowieka") kupiłam na konferencji w Warszawie - jest napisanym świetnym językiem i bazuje na typologii charakterów wg C.G. Junga., co mnie zawsze interesowało.
Ale listopad to nie tylko książki!
To jeszcze wyjazd do Berlina w długi weekend z Magdą i Sławkiem, tamtejsze spotkanie
z Ghisem i jego wspaniałą rodzinką, spacer do Charlottenburga, niesamowity
koncert Janusza Radka w Imparcie, pogaduchy z (psycho)fankami z jego fanclubu
;), zachwyt nad powojennymi kamienicami, znakomity w każdym calu musical „Aida”
w Teatrze Roma, bardzo poruszające filmy Tygodnia Kina Niemieckiego,
szczególnie wspólnie oglądane z Martą, trzygodzinne „Obrazy bez autora” – o pełnym
tragicznych wydarzeń i zwrotów akcji życiu najpopularniejszego obecnie artysty
sztuki współczesnej Gerharda Richtera, ogrody światła w Książu, niesamowita rozmowa
z Panią obsługującą petentów w Tauronie, podczas której ta pani opowiedziała mi
pół swojego życia, pod koniec przeszłyśmy na „ty”, a po rozmowie wyszłam z
wielkim uśmiechem na twarzy, bo była tak bardzo sympatyczna J. To też zapachy
Rituals, pachnące kąpiele i słodkie weekendowe nieróbstwo oraz zachwyt, kiedy
udało mi się „za dnia” (słonecznego!) wrócić do domu – czułam się wtedy, jakbym
na nowo odkrywała ogród, dom i okolicę…i miałam tak dużo energii! J.
Ach….życie! <3 Wdzięczność!!!
Pyszne wegańskie pączki w Berlinie, po które ustawiają się kolejkiWejście do wietnamskiej knajpki, gdzie spotkaliśmy się z Ghisem i jego rodziną
Kamienica, ul Miernicza
Indyjskie jedzenie w Berlinie
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz