Skończyłam czytać „Koniec
samotności”. Wiśniewski tak bardzo wciąga, tak jakby się tam było w tym
opisywanym świecie, że nie można o nim zapomnieć ani na chwilę. W sumie to na chwilę (dłuższą) zapomniałam,
kiedy oglądałam prawie że tak samo wciągające i emocjonujące trzy niemieckie filmy: „Moje
dzieciństwo i ja”, „Lotte w Bauhausie” i „Die Toten Hosen w trasie – żyje się
tylko raz”.
„Koniec samotności” czyta się tak
samo cudnie jak książki Musierowicz. Jest niesamowite love story, tajemnica,
opis współczesnej sytuacji w kraju i na świecie, przepiękny język, świetne
dialogi ludzi z różnych warstw społecznych, i to wszystko okraszone podróżami,
językami obcymi, najnowszymi odkryciami naukowymi i emocjami wyciskającymi łzy.
Idealne na oderwanie się od codzienności!
Do tego kot…Czytałam wczoraj i
dzisiaj na tarasie w słońcu i z bosymi stopami (listopad!), a kot wylegiwał się
na moich kolanach. Aż nagle przeczytałam: „Usiadła na ławeczce pod ścianą, kot
po chwili przybiegł i wskoczył jej na uda. Głaskanie go sprawiało, że zaczynała
czuć się odprężona, uspokojona, wyciszona. To dziwne, ale mruczenie
szczęśliwego kota generuje jakiś magiczny eter. Ona go czuje”.
O tak, ja też czuję ten eter ;). Głaskanie kota to
najwspanialszy relaks i zatopienie się w obecnej chwili.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz