poniedziałek, 25 listopada 2019


Skończyłam czytać „Koniec samotności”. Wiśniewski tak bardzo wciąga, tak jakby się tam było w tym opisywanym świecie, że nie można o nim zapomnieć ani na chwilę. W sumie to na chwilę (dłuższą) zapomniałam, kiedy oglądałam prawie że tak samo wciągające i emocjonujące trzy niemieckie filmy: „Moje dzieciństwo i ja”, „Lotte w Bauhausie” i „Die Toten Hosen w trasie – żyje się tylko raz”.

„Koniec samotności” czyta się tak samo cudnie jak książki Musierowicz. Jest niesamowite love story, tajemnica, opis współczesnej sytuacji w kraju i na świecie, przepiękny język, świetne dialogi ludzi z różnych warstw społecznych, i to wszystko okraszone podróżami, językami obcymi, najnowszymi odkryciami naukowymi i emocjami wyciskającymi łzy. Idealne na oderwanie się od codzienności!

Do tego kot…Czytałam wczoraj i dzisiaj na tarasie w słońcu i z bosymi stopami (listopad!), a kot wylegiwał się na moich kolanach. Aż nagle przeczytałam: „Usiadła na ławeczce pod ścianą, kot po chwili przybiegł i wskoczył jej na uda. Głaskanie go sprawiało, że zaczynała czuć się odprężona, uspokojona, wyciszona. To dziwne, ale mruczenie szczęśliwego kota generuje jakiś magiczny eter. Ona go czuje”.

O tak, ja też czuję ten eter ;). Głaskanie kota to najwspanialszy relaks i zatopienie się w obecnej chwili.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz