Po kilku bardzo intensywnych dniach wypełnionych pakowaniem, znoszeniem, wnoszeniem, rozpakowywaniem, układaniem, sprzątaniem jesteśmy od poniedziałku w naszym nowym pięknym domku z jeszcze piękniejszym ogrodem! :-). Któregoś wieczora usiadłam na tarasie mając przed sobą nasze lawendowe (mini) pole, obserwowałam krzątającą się po kuchni rodzinę i dosłownie zostałam przygnieciona (pozytywnie!) ogromem szczęścia. W końcu mogłam odetchnąć pełną piersią. Udało się! Udało się sfinalizować wszystkie formalności, dom nie kryje jakichś niemiłych niespodzianek - jest po prostu wspaniale!!! Mój stres był spowodowany tym, że decyzję o kupnie tego domu podjęliśmy dosłownie w pięć minut, bo przed i za nami "czyhali" już inni potencjalni nabywcy. Pierwszy raz w życiu podejmowaliśmy decyzję (i to taką decyzję!) w tak szalony sposób!!! Cud, że w ogóle ją podjęliśmy, bo w błahych sprawach potrafimy być maksymalnie niezdecydowanie, a co dopiero w takiej kwestii! Gdybyśmy jednak tego nie zrobili, to do tej pory walczylibyśmy między sobą o dostęp do łazienki ;-). Boże kochany, jaka ja jestem szczęściara! Dzięki warsztatom z Maciągową i zajęciach w szkole coachingu byłam w stanie podjąć tak szybką decyzję i..... zaufać, że wszystko będzie dobrze. Nie było to łatwe, bo czarne myśli nachodziły mnie dość często, szczególnie kiedy Rafała samochód został zgnieciony przez autobus z drugiego pasa. Zdałam sobie wtedy sprawę, że śmierć to moment i w ten moment może człowieka nie być. Zastanawiałam się, czy to nie jakiś znak, żeby to jednak odpuścić. Po tym wypadku wszyscy świadkowie i służby dziwiły się, że Rafałowi nie stało się dosłownie nic. Ktoś z firmy lawetowej powiedział wtedy, że to oznacza, że na pewno uda nam się kupić ten dom :-).
Nie wierzyłam w to, jeszcze nawet w ten poniedziałek i wtorek, kiedy już tam zamieszkaliśmy. Mieliśmy wrażenie, że jesteśmy na wakacjach, że ktoś z naszych znajomych couchsurferów na świecie po prostu wynajął nam ten dom na wakacje ;). Dopiero w środę poczułam się zadomowiona. Cisza i spokój tam są bezcenne!!! Ogród i rośliny jeszcze bardziej! Na tarasie można robić warsztaty jogi lub tańczyć zumbę ;-). Uwielbiam spędzać czas na pielęgnacji roślin, a jak to zazwyczaj bywa, zawsze jest coś do roboty i jestem cały czas w ruchu, ale na szczęście praca z ziemią jest bardzo uziemiająca. W poniedziałek odwiedzili nas już jedni sąsiedzi, wczoraj na spacerze spotkaliśmy następnych :-).
Chyba tata z góry nad tym wszystkim czuwał. Mama, kiedy zobaczyła ogród powiedziała od razu, że tacie tak się marzyło takie miejsce.... Może udało się to wszystko właśnie dla niego, żeby zrealizować jego marzenie? W zeszłym tygodniu przeczytałam fascynującą książkę "Sekrety przodków" o pamięci rodowej, przekazach transgeneracyjnych, wpływie przodków i rodzinie jako systemie i po tej lekturze jestem zdolna uwierzyć, że naprawdę coś w tym jest.
Ta książka natchnęła mnie, żeby w końcu spisać jak najwięcej się da z dziejów moich przodków i korzystając z urlopu odwiedziłam dzisiaj najstarszą siostrę taty, aby wypytać ją o wspomnienia z dzieciństwa, o dziadków, pradziadków, ich rodzeństwa, o przyjazd do Wrocławia. Trochę mnie to wyczerpało emocjonalnie. Tato pochodził z biednej rodziny, ciężkie wojenne i powojenne czasy. To jak oni wtedy żyli wydaje mi się teraz abstrakcją. Wcześniej nagrałam też opowieść mojej mamy, bardzo podobne dzieje. Zaczęło mnie zastanawiać, jak tacie udało się wyrwać z tej biedy, po niełatwej szkole, poszedł na studia i z małym dzieckiem w domu uczył się po nocach i jednocześnie pracował. Było to możliwe też dzięki mamie. Dzięki nim poznałam wartość wykształcenia i jestem tu gdzie jestem. Kiedy tata był mały, to jakiś sąsiad przechodząc powiedział, że z niego to na pewno będzie uczony lub ksiądz, i to się po części spełniło;-). Podziwiam tatę za jego determinację i motywację do zmiany swojego losu i jestem mu za to niezmiernie wdzięczna. Wielki żal tylko, że nie mogę mu tego osobiście powiedzieć. Nie narzekał, nie żalił się, wielokrotnie zmieniał się na lepsze i konsekwentnie trwał w swoim postanowieniu, szedł do przodu. Chyba po nim mam tę ciągłą motywację do samorozwoju ;-). Często mówił: "Do odważnych świat należy". Bardzo za nim tęsknię.
Hellinger mówił, żeby uznać i uszanować swoich rodziców, jacykolwiek by byli, inaczej nie będzie dobrze w Twoim życiu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz