niedziela, 23 lutego 2020



Po bardzo intensywnym czasie w pracy, a szczególnie dniu, kiedy pracowałam 14 godzin nadszedł czas na całkowite oderwanie się od niej i krótki wypad do Apulii w południowych Włoszech. Udało nam się jeszcze przed koronowirusem ;-). Upałów nie było, ale błękit nieba i morza oraz biel domów wynagrodziły chwilami bardzo zimny wiatr, a w pierwszym dniu nawet ulewny deszcz. Kiedy szukałam lotu, gdzie moglibyśmy wykorzystać punkty zebrane w Wizz Airze, to najcieplejszą opcją z Wrocławia było Bari, choć akurat podczas naszego pobytu temperatura spadła i wiało. Dobrze, że w ostatniej chwili wzięłam rękawiczki! ;-). Jak zwykle nie miałam żadnych oczekiwań co do odwiedzanych miejsc, chciałam się tylko wyrwać z ciągłej pracy. Niesamowitą frajdę dała mi lektura cudownej książki „Miłość w Apulii” – powieści obyczajowej, przewodnika i romansu w jednym, pełnej niesamowitego humoru i obserwacji lokalnego życia, napisanej przez Australijczyka, który zakochał się we Włoszce i przyjechał za nią na sam obcas włoskiego buta. Odnosiłam się często do tej książki podczas różnych sytuacji w naszej podróży, jej fragmenty same przychodziły mi do głowy w odpowiednich momentach. Polecam ją wszystkim, nie tylko italomaniakom J.

Bari nas urzekło. Bardzo przypominało nam Niceę, może dlatego, że też jest nad morzem. Piękna promenada, palmy, przytulne i nie za duże budynki, a przez sam środek wielki deptak prowadzący do uroczej starówki, gdzie mieszkaliśmy. Życie na starówce to osobny temat ;). Stamtąd, rzut beretem do przepięknej katedry Św. Mikołaja i normańskiego zamku, gdzie ponoć przebywał Franciszek z Asyżu, a potem właścicielką była Bona Sforza, królowa Polski. A za nimi rozciąga się błękit Adriatyku……

Bari ma ciekawą historię, jest czyste i eleganckie, a jednocześnie bardzo przytulne, przyjazne i nieprzytłaczające. Dzisiaj miał tam być papież, premier i prezydent Włoch. Myśleliśmy, że w związku z tym wczoraj będą tłumy i zablokowane ulice, ale chyba większość ludzi przyjechała dopiero dzisiaj, po naszym wyjeździe. W zasadzie to te cztery dni mogliśmy spędzić tylko tam, ale my oczywiście jak zwykle musimy bardzo intensywnie ;). W środę byliśmy w Polignano a Mare, Monopoli i Ostuni. W czwartek w Locorotondo i Alberobello. A w piątek w Materze. Każde z tych miejsc jest wyjątkowe, może oprócz Monopoli (przynajmniej dla nas). Ale o tym napiszę w najbliższych dniach.

Kicia nie odstępuje nas ani na chwilę. Spragniona pieszczot, miziania, przytulania i miłości (na zdjęciu niżej przed komputerem;). Bałam się, że może jej nie będzie, kiedy wrócimy. A ona wyszła nam na powitanie, kiedy zajechaliśmy w nocy. Tak mało potrzeba do szczęścia, wystarczy jeden mały kotek ;).

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz