Po bardzo intensywnym czasie w
pracy, a szczególnie dniu, kiedy pracowałam 14 godzin nadszedł czas na całkowite
oderwanie się od niej i krótki wypad do Apulii w południowych Włoszech. Udało
nam się jeszcze przed koronowirusem ;-). Upałów nie było, ale błękit nieba i
morza oraz biel domów wynagrodziły chwilami bardzo zimny wiatr, a w pierwszym
dniu nawet ulewny deszcz. Kiedy szukałam lotu, gdzie moglibyśmy wykorzystać
punkty zebrane w Wizz Airze, to najcieplejszą opcją z Wrocławia było Bari, choć
akurat podczas naszego pobytu temperatura spadła i wiało. Dobrze, że w
ostatniej chwili wzięłam rękawiczki! ;-). Jak zwykle nie miałam żadnych
oczekiwań co do odwiedzanych miejsc, chciałam się tylko wyrwać z ciągłej pracy.
Niesamowitą frajdę dała mi lektura cudownej książki „Miłość w Apulii” – powieści
obyczajowej, przewodnika i romansu w jednym, pełnej niesamowitego humoru i
obserwacji lokalnego życia, napisanej przez Australijczyka, który zakochał się
we Włoszce i przyjechał za nią na sam obcas włoskiego buta. Odnosiłam się
często do tej książki podczas różnych sytuacji w naszej podróży, jej fragmenty same
przychodziły mi do głowy w odpowiednich momentach. Polecam ją wszystkim, nie
tylko italomaniakom J.
Bari nas urzekło. Bardzo
przypominało nam Niceę, może dlatego, że też jest nad morzem. Piękna promenada,
palmy, przytulne i nie za duże budynki, a przez sam środek wielki deptak
prowadzący do uroczej starówki, gdzie mieszkaliśmy. Życie na starówce to osobny
temat ;). Stamtąd, rzut beretem do przepięknej katedry Św. Mikołaja i normańskiego
zamku, gdzie ponoć przebywał Franciszek z Asyżu, a potem właścicielką była Bona
Sforza, królowa Polski. A za nimi rozciąga się błękit Adriatyku……
Bari ma ciekawą historię, jest czyste i eleganckie, a
jednocześnie bardzo przytulne, przyjazne i nieprzytłaczające. Dzisiaj miał tam
być papież, premier i prezydent Włoch. Myśleliśmy, że w związku z tym wczoraj będą tłumy
i zablokowane ulice, ale chyba większość ludzi przyjechała dopiero dzisiaj, po naszym wyjeździe. W
zasadzie to te cztery dni mogliśmy spędzić tylko tam, ale my oczywiście jak
zwykle musimy bardzo intensywnie ;). W środę byliśmy w Polignano a Mare,
Monopoli i Ostuni. W czwartek w Locorotondo i Alberobello. A w piątek w
Materze. Każde z tych miejsc jest wyjątkowe, może oprócz Monopoli (przynajmniej
dla nas). Ale o tym napiszę w najbliższych dniach.
Kicia nie odstępuje nas ani na
chwilę. Spragniona pieszczot, miziania, przytulania i miłości (na zdjęciu niżej przed komputerem;). Bałam się, że
może jej nie będzie, kiedy wrócimy. A ona wyszła nam na powitanie, kiedy zajechaliśmy
w nocy. Tak mało potrzeba do szczęścia, wystarczy jeden mały kotek ;).
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz