Ale się ponura pogoda zrobiła!
Rano tak cieplutko, rozłożyłam sobie matę w ogrodzie, żeby poćwiczyć; nie
wstałam na 6-tą, choć budzik dzwonił, ale jakoś po weekendowych pracach w
ogrodzie i garażu nie chciało mi się…. Szkoda, bo sama siebie sabotuję, był
czas, kiedy ćwiczyłam wiele dni z rzędu o 6:00 i potem miałam niesamowitą
energię cały dzień, nawet ani razu nie ziewnęłam! Natomiast jak wstanę po
6-tej, to potem śnią mi się bardzo dziwne sny, śpię czujnie, a jak wstanę to
czuję się niewyspana. Ciężko też z pójściem spać wcześniej niż o 23:00, choć
dzisiaj chyba mi się to uda dzięki deszczowej pogodzie ;-). Wszystko to pokrywa
się z porami dnia i zegarem biologicznym według Ajurwedy i noblistów, którzy to
udowodnili. Ta mądrość jest z nami od wieków, wystarczy z niej systematycznie
korzystać i słowo systematycznie jest kluczem do wszystkiego. Kiedyś
przeczytałam, że samodyscyplina jest wyrazem najwyższej miłości do siebie. Coś
w tym jest…
I jak już dzisiaj byłam na tej
trawie i miałam zacząć, to najpierw położył się koło mnie kot, a potem przybiegły
dziewczyny, że jeden maluszek wyszedł z ukrycia i trzeba przyprowadzić Kitty. Kiedy
to zrobiłyśmy, to Kitty zajęła się spokojnie jedzeniem, a maluszek nieporadnie
próbował „iść” do niej, ale wyglądało to jakby płynął, tzn. czołgał się i
ślizgał biedny po gładkiej podłodze… Nie wiedziałyśmy, czy go dać z powrotem do
rodzeństwa, czy go możemy dotknąć (ale przecież Kitty zna nasz zapach!), czy co
robić. Kiedy na chwilę odpoczął od tego czołgania, zaczęłam go wołać i nagle
jak wyrwał do mnie! Suma summarum został w końcu nakarmiony przez mamusię i w
zasadzie do tej pory jest karmiony, bo
prawie ciągle piszczy, jak mamusia odejdzie J.
Wspina się na ścianki legowiska i chciałby wyjść! Pozostałe małe siedzą nadal w
ukryciu, wyciągają główki, ale mniej piszczą i w związku z tym stwierdziłyśmy,
że ten chyba jest taki najmniejszy i może troszkę niedożywiony, i może ona go
specjalnie odłączyła, bo może nie mógł się wśród tamtych dostać do cyca ;-).
Jest prześliczny, wygląda jak mały diabełek tasmański, taka słodka miniaturka
kocinka ;-). Ciekawe, kiedy wyjdą jego bracia i siostry J. Emocji co nie miara!!!
Praca złożona w środę, wprawdzie w ostatniej chwili zmieniałam drukowanie na jednostronne i zmieniła się przez to numeracja, której niestety nie zmieniłam już w spisie treści, bo już musiałam wychodzić… No nic, Nobel to nie jest, więc może ujdzie ;-).
Praca złożona w środę, wprawdzie w ostatniej chwili zmieniałam drukowanie na jednostronne i zmieniła się przez to numeracja, której niestety nie zmieniłam już w spisie treści, bo już musiałam wychodzić… No nic, Nobel to nie jest, więc może ujdzie ;-).
Mniszek w sobotę zerwany (już nowy
rozkwitł) i suszy się na herbatę, warzywniak wyplewiony, lawenda przesadzona (ta,
która wyrosła sobie sama, tam gdzie mało miejsca, kartony w garażu
uporządkowane – czeka mnie jeszcze spisanie „ton” starych książek dla
antykwariatu – może weźmie, oby! Bo jak nie, to nie wiem, co z nimi zrobię, nie
umiem ich wyrzucić!!! Nowe oddam do fundacji „Zaczytani.pl” – zbierają dla
szpitali i tym podobnym miejsc. Przeglądam te stare książki i mimowolnie wracam
do przeszłości, m.in. do mojej młodości…. Męczy mnie to trochę, nie chcę żyć w
przeszłości, odkładam je, ale niektóre znowu biorę i szukam miejsca na
zatłoczonych już półkach. Jak się rozstać z częścią siebie, którą się zostawiło
w tych książkach? Ubrania na szczęście udało się oddać na szczytny cel – można wybrać
fundację, wybrałam Ekostraż, kurier przyjeżdża po kartony za darmo – polecam „Ubraniadooddania.pl”.
O ironio losu, w mieszkaniu dwa razy mniejszym mieściło nam się dwa razy więcej
rzeczy niż w domu ;-).
Błogosławię ten czas i fakt, że
nie muszę jeździć codziennie do miasta, bo tyle rzeczy udaje mi zrobić.
Oczywiście wiele czasu też „zmarnowałam”, no ale to chyba było spowodowane
reakcją na tę całą sytuację z wirusem. Nie chcę wracać do biura!!! Tzn. mogę, ale
na maximum jeden-dwa dni w tygodniu. Mam wielką nadzieję, że ten czas
przyniesie również dobre rzeczy, że wielu ludzi się przebudzi do świadomego
życia, że będzie lepiej… Wiem też, po wizycie w centrum handlowym ujrzeniu
tłumów w sklepach, że wielu ludzi w ogóle się nie zmieni…. Jest we mnie też
dwoistość, bardzo cenię sobie bycie w domu, bez ludzi z zewnątrz, gapienie się na rośliny, ptaki, słońce i księżyc (chyba trochę
zdziczałam;-), ale z drugiej strony mam takie przebłyski, taką wielką „chcicę”,
żeby się spotkać z ludźmi, iść do rynku, do fajnych knajpek, zjeść coś
wspólnie, zrobić większą imprezę, potańczyć, pośmiać się…. Chyba już za długo
tego siedzenia tylko z trzema tymi samymi osobami ;-)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz